piątek, 27 lipca 2012

~4. ''...No i co z tego nie chcesz skorzystać?...''



 CZYTASZ = KOMENTUJESZ


Wyszedłem z balkonu i wróciłem do salonu, gdzie wszyscy siedzieli. Wszyscy oprócz Ronnie.
- Zayn, co się stało? - zapytała moja matka.
- Nic. - powiedziałem i  poszedłem schodami na górę. Weszłem do mojego pokoju i położyłem się na łóżku. Zakryłem dłonią twarz i rozmyślałem, co by było gdyby...

- Zayn, wstawaj! - usłyszałem kobiecy głos i poczułem na ramieniu czyjąś rękę. Leniwie otworzyłem powiekę, że cokolwiek zobaczyć przez moje czekoladowe oczy. Ujrzałem Doniya z Waliyah. Usiadłem na łóżku. - Nareszcie. Ile cie można budzić? - zapytała, ale zignorowałem to pytanie, bo dobrze wiedziałem, że nie po to tu przyszły. Za dobrze je znam.
- O czym rozmawialiście? - zapytała Waliyah.
- Z normalnego punktu widzenia? O niczym. Powiedziała, że mnie nie nienawidzi i wyszła.
- Powtórzę: jesteś idiotą.
- Czy ty nie umiesz powiedzieć czegoś innego?! Jak masz zamiar ciągle mi wypominać rzeczy, o których chce zapomnieć, ale nie! Ty nie dasz zapomnieć i w kółko o tym mówisz! - krzyknąłem na nią i wyszedłem z pokoju. Zszedłem, a wręcz zbiegłem ze schodów i wszedłem na dwór, zatrzaskując za sobą drzwi.
Podszedłem do kremowego domu i nacisnąłem na czerwony przycisk, który robił za dzwonek. Drzwi otworzyła mi kobieta po czterdziestce, miała jasne do ramion włosy.
- Zayn, miło mi cię widzieć. - powiedziała i się uśmiechnęła.
- Dzień dobry. Mnie panią również. Jest Matt?
- Tak. Jest u siebie. Wejdź. - powiedziała i wpuściła mnie do środka. Minąłem salon, mówiąc przy okazji 'dzień dobry' dla ojczyma Lewis' a i poszedłem na górę. Otworzyłem, ciemne drzwi i ukazał mi się pokój mojego przyjaciela. Nic się nie zmienił. Zielone ściany i meble - stały na swoim miejscu. Na fotelu siedziała osoba, która wiedziała o wszystkim. O każdym moim uczuciu, sekrecie. Głośno odchrząknąłem, a blondyn gwałtownie się obrócił. Wstał i podszedł do mnie.
- Zayn? - zapytał, chociaż znał odpowiedz.
- Nie. Duch święty. - powiedziałem i się przytuliliśmy się. - Co byś powiedział, jakbyśmy się trochę zabawili? - powiedziałem i uśmiechnąłem się znacząco.
- Z tobą? Zawsze. - powiedział. Następnie usiedliśmy i zacząłem opowiadać jak było w trasie. Wszystkie nasze odpały.

- To co zawsze? - zapytał barman.
- Tak. - powiedziałem. - Dwa razy. - dodałem i zacząłem się rozglądać po sali. Mój wzrok przukuła brunetka z jasnymi. Miała ubraną białą bokserkę, krótkie jeansowe spodenki i czarną, dopasowaną kamizelkę. Wypiłem kolorowego drinka i odstawiłem pustą szklankę na stół. Wypiłem ponownie jeszcze kilka takich samych i wstałem. Poszedłem w kierunku brunetki. Złapałem ją w tali i szepnąłem na ucho. - Pierwszy raz?
- Mhm... - jęknęła i zaczęła się o mnie ocierać, a następnie się odwróciła i zarzuciła swoje ręce na moją szyję. Spojrzałem w jej oczy i wtedy mnie olśniło. To była Ronnie. Po oddechu mogłem wywnioskować, że jest nieźle wstawiona. Była na dość wysokich obcasach, a i tak żeby mnie pocałować musiała stanąć na palcach. Dotknęła delikatnie moich ust, a następnie wzięła mnie za rękę i gdzieś pociągła. Poszliśmy krętymi schodami na górę i weszliśmy do jakiegoś pokoju. Wyglądał na normalny pokój hotelowy. Podeszliśmy do łóżka. Ronnie pogładziła lekko moją klatkę piersiową, a następnie pchnęła mnie, tak, że upadłem na łóżko. Nachyliła się nade mną i znowu pocałowała. Następnie zaczęła się dobierać do paska od moich spodni. Nagle jakby otrzeźwiałem i odepchnąłem.
- Jesteś pijana. - powiedziałem.
- No i co z tego nie chcesz skorzystać? - zapytała i uśmiechnęła się zadziornie. Chciałem się poddać, ale ktoś musiał być ten odpowiedzialny. Dzisiaj wypadło na mnie. - Zayn, no przestań, wiem że masz na mnie ochotę.
- Może i mam, ale nie w tym stanie. - odpowiedziałem i wyszedłem do łazienki. Załatwiłem potrzebę i wróciłem do pokoju. Ronnie spała skulona na łóżku. Przy twierdzeniu, że jeszcze żyła trzymał mnie oddech. Wprawdzie był płytki, ale oddychała. A to najważniejsze. Wyjąłem mój telefon z prawej kieszeni spodni i wykręciłem numer taksówki. Telefon schowałem z powrotem do kieszeni i wziąłem Ronnie na ręce. Dziewczyna niczego nie świadoma objęła rękami moją szyję i wtuliła się w moją klatkę piersiową. Zamknąłem drzwi tradycyjnie kopiąc je nogą i zszedłem na dół. Wyszedłem na zewnątrz, gdzie akurat przyjechała taksówka. Z trudem otworzyłem drzwi samochodu i posadziłem dziewczynę na tylne siedzenie, a sam zająłem miejsce na przodzie. Podałem kierowcy adres, a on ruszył pojazdem. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Zapłaciłem mężczyźnie i ponownie wziąłem Ronnie na ręce. Zadzwoniłem na dzwonek do drzwi. Otworzyła mi matka dziewczyny. Bez słowa wpuściła mnie do środka, a ja poszedłem do jej pokoju, który swoją drogą wcale się nie zmienił. Położyłem ją na łóżku i przykryłem kołdrą. Pocałowałem jej ciepłe czoło. - Przepraszam. Byłem strasznym idiotą. - szepnąłem i pocałowałem jej czerwone od szminki usta, a następnie wyszedłem z domu.


x   x   x


Witajcie ponownie.
I jak? Mam nadzieję, że podoba się wam sposób w jaki piszemy.
Ja o Zayn' ie. Louisa - Ronnie. 

Ja - czyli DeDeTommo - wyjeżdżam w środę na obóz. Nie będzie mnie 18 dni. Zostawiam was w rękach Louisy. 

Tak w ogóle dziękuję wam <osobiście> za około 700 wejść.


Mam do was prośbę. Jeżeli tu wchodzicie to wejdźcie i naciśnijcie Lubię na I love Nialler. Dla was to tylko jedno kliknięcie. :)

I jeszcze jedno: jeżeli czytacie to proszę komentujcie. Chciałabym poznać waszą opinię. Dla was to tylko kilka literek, a gdy ja to czytam <szczególnie pozytywne> to aż mi się dobrze na sercu robi i aż mi się buzia cieszy. 

Miłego czytania:
DeDeTommo

sobota, 21 lipca 2012

~3 "A ty wiesz, że cię nienawidze"

CZYTASZ = KOMENTARZ

RONNIE

Obudziłam się w pokoju okryta satynową pościelą. Jasne, słoneczne światło padało przez okno na drewnianą podłogę. Gdzie nie gdzie można było dostrzec unoszący się kurz, przez co kichałam. Przeklętne uczulenie, pomyślałam.
Jęknełam cicho, podeszłam na kruchych stopach do stojącego lustra i bacznie się przyjżałam. Pod pępkiem nadal widniał ten sam tatuaż, który miał On. Napis po arabsku "“Be true to who you are". Małe, cienkie literki które zostaną na całe życie, literki mówiące o wszystkim i o niczym, mające wiele bolesnych wspomnień.
Samotna łza spłyneła po moim policzku, dzisiaj mija rok kiedy On zerwał ze mną. Dzień którego chciałam jak najlepiej uniknąc. Wyrwie kartke z kalendarza – nic nie da, bo nadal będzie 11 sierpnia.
Otworzyłam okno na ościerz, usiadłam na parapecie, i wyjełam jedną szluge która mieściła się pod parapetem. Zaciągnełam się raz a dobrze, na tyle by chodz na odrobine zapomniec.
"-Ale ja się boję. - mruknełam
-Ronnie nic ci nie będzie, to tylko mała igła. Wyobraź sobie, że to kredka która koloruje ci ciało. Nic więcej. - chwycił mnie za ręke i przyciągnął do siebie przyciskając do murka -Kocham Cie. - pocałował mnie na tyle, by przekonac do tego tatuażu."
Zgasiłam papierosa i pośpiesznie wyszłam do łazienki zabierając ze sobą jasne spodnie z dziurami, i koszulę. Wziełam szybki, zimny prysznic, umyłam zęby na tyle by nie czuc zapachu papierosów, spryskałam się wodą toaletową, a włosy spiełam w niedbałego koka. Zeszłam na dół gdzie czekała na mnie matka z ojcem. Obaj siedzieli w swoich uniformach, ojciec pił kawe i czytał gazete, a matka stała przy kuchence i robiła tosty. Co chwile sięgała po kubek z kofeiną i upijała z niego duze łyki. Uśmiechnełam się bezpodstawnie i zajełam swoje stałe miejsce. Przed moim nosem pojawił się talerz na którym było nałożone z leksza spalone jajecznica i tost. Nalałam sobie do szklanki kawy, i zaczełam jeśc śniadanie.
-Veronico, bym był zapomniał. - odezwał się tata -Dzisiaj jesteśmy zaproszeni na obiad do państwa Malik.
Te nazwisko zawsze wywoływało na mnie dreszcz. I tym razem było tak samo. Spojrzałam to na ojca to na matke. Mówili poważnie. Co oznacza trzy godzinną rozmowe z dziecmi pani Malik i Nim. Człowiekiem którego nienawidzie całą duszą.
Wyszłam na świerze powietrze Brandford. Spojrzałam w niebo. Słońce było przykryte pod grubą warstwą chmur. Nie zabierało się na deszcz, ani na ładniejszą pogode. Opuszczając dom wyszłam do miejsca gdzie zawsze On mnie zabierał. Na ślepą uliczkę.
Ślepa uliczka to miejsce dla ludzi bez przyszłości. Wielkie, stalowe drzwi prowadzące do klubu. "Alaska" bo tak nazywa sie to miejsce – są zawsze sprzedawana narkotyki, papierosy wysokiej jakości i alkohol. Każdy omija to miejsce jakby było czymś zrażonym, jakby wybuchła tutaj jakaś elektorwnia i właśnie tu byłoby duże prawdopodobieństwo śmierci.
Wyjełam mały rulonik z kieszeni spodni i zapalniczkę. Zaciągnełam się w gorzkim smaku mięty. Dym drażnił moje nozdrza co było to nawet przyejmne.
"-Ronnie nigdy tu nie przychodz sama".
To zdanie zawsze drażniło mnie kiedy wchodziłam do klubu. "Nie przychodz sama", zawsze miałam cię gdzieś, przynajmniej tak mi się wydawało.
Dwóch mężczyzn stało przy barze i intensywnie o czymś rozmawiało, kobieta, blondynka, kelnerka przechadzała między ludzmi. Jeden z jej klientów uszczypnął ją w pośladki, na co podskoczyła. Pokręciłam głową śmiejąc się pod nosem.
-No, no, no. Ronnie Holberk. Czy aby napewno to ty? - usłyszawszy swoje imie odwróciłam się napięcie, przedemną stał chłopak. Tak, Blake. Wysoki, chudy, z dziarami na dłoniach, tunele w uszach, czerwone włosy postawione na irokeza. Miał na sobie koszulkę na ramiączkach z nazwą zespołu Metallicim i długie, ciemne spodnie z dziurami które przypominały mi z leksza swoje.
-Przestań owijac w bawełne i daj mi to czego chce. - mruknełam gasząc papierosa
Pierwsza zasada przebywania w "Alasce" – zachowaj spokój chodzby nie wiem co się miało dziac.
-Towar? A gdzie twój przyjaciel? Dawno go tu nie widziałem.. - skrzyżował sobie ręce przy piersi
Przybliżyłam się do niego bliżej. Stanełam na palcach, i musnełam językiem jego płatek ucha, szepnełam:
-Towar, Blake.
Odsunełam się od niego na tyle by widziec jego minę. Był zdezorientowany. Stał jeszcze chwilę po czym odwrócił się i zniknął za czarnymi zasłonami. Nie mineła chwila, a już w prawej dłoni trzymał dwie białe zaszetki. Uśmienełam się. Położyłam pieniądze na stole obok i zabrałam swoje zamówienie.
Druga zasada – zabierz swoje zamówienie i wracaj do domu zanim ktoś cię dopadnie.
Na zegarze przy ratuszu wybiła trzynasta. Jęknełam cicho, zgasiłam papierosa i leniwym krokiem ruszyłam w kierunku domu. O piętnastej jestem skazana na wysłuchiwanie tego "co by było gdyby" i jedzenie jakiegoś popapranego muzułmańskiego jedzenia.
Zrzuciłam z siebie ubrania przed wanną. Przed sobą miałam "śliczną" żółtą sukienkę, czarne obcasy i tego samego koloru sweterek. Zabrałam papierosa który leżał na umywalce, odpaliłam go i ostatni raz zaciągnełam się. Odstersowałam się, chociaż byłam i będe pewna, że sters powróci gdy go zobacze.
Włosy upiełam w eleganckiego koka, sukienka zdaniem mamy idealnie na mnie pasowała, moim? Szczerze? Była beznadziejna. Na szpilkach nie chodziłam od bardzo dawna, przez co potykałam się przy pierwszej lepszej okazji. Zdenerowana rzuciłam nimi o kąt pokoju i nałożyłam czarne trampki. Od razu lepiej, pomyślałam.
Zeszłam na dół gdzie rodzice już na mnie czekali. Matka miała na sobie czerwoną zwiewną sukienkę, a na to czarną marynarkę, a ojciec garnitur.
-A gdzie obcasy? - spytała matka lustrując mnie wzrokiem
-Obcas się złamał. - skłamałam
-Super, tyle kasy poszło na marne. - mrukneła.
Ojciec otworzył nam drzwi. Co prawda dom Malików znajdował się zaledwie kilka kroków od naszego, ale czułam się jakbym przeszła kilometr. Czułam się zmęczona. Zestresowana. I chorbliwie bałam się spojrzec mu w oczy.
Matka nacisneła dzwonek do drzwi, położyła na moim ramieniu dłoń. Spuściłam lekko głowe. Po plecach przeszedł mi dreszcz, dłonie trzęsły mi się a do oczy napływały łzy. Przeklnełam cicho pod nosem kiedy drzwi otworzyła nam malutka dziewczynka. Saffa.
-Mamoo! - krzykneła
-Saffa nie wydzieraj się. - usłyszałam głos, głos przez który miałam ochote płakac, beczec tu i teraz, to właśnie przez niego cierpie – Dzień dobry. - przywitał się z moimi rodzicami podając im dłoń, mineła chwila zanim musiałam jakoś doprowadzic się do dobrego stanu
-Cześc. - mruknełam pod nosem wchodząc do domu unikając jego wzroku
Wszystko wyglądało tak jak przedtem. Ciemne panele, jasne ściany. Wszystko takie jak było przedtem. Chłopak zaprowadził nas do jadalni. Rodzice już ucieli sobie pogawędkę, a Doniya cały czas pytała mnie jakim cudem daje rade łączyc mode elegancką i uliczną razem. Na każde zadane przez nią pytanie wzruszałam ramionami.
Nie miałam wyjścia i musiałam usiąśc obok niego. Cały czas czułam na swoim ciele jego wzrok, a do oczu napływały mi wspomnienia. Pełne bólu, okrucieństwa.
Po skończonej kolacji rodzice nie pozwolili mi opuścic tego domu, więc bez wyjścia usiadłam na zimnej posadzce na balkonie. Z torebki wyjełam papierosa i go zapaliłam. Dałam upust emocjom i po policzkach spłyneły mi samotne łzy. Czułam, że tusz pozostawia po sobie smugi.
-Wszystko dobrze? - usłyszałam słowa których nigdy nie chciałam usłyszec, przynajmniej nie z jego ust
-Nigdy nic nie było dobrze, wiec albo idz albo siedz cicho. - mruknełam ścierając łze
-Wiesz, że nie moge siedziec cicho.
-W takim razie wyjdz. - odpowiedziałam przez zaciśnięte szczęki
-Nie moge, Ronnie. Wiesz, że cię kocham.
-A ty wiesz, że cię nienawidze. Więc oszczędz do cholery, Zayn. - mruknełam wstając z posadzki i opuszczając dom.


_____________________
Z tej strony Louisa :)
Mój pierwszy rozdział pomijając prolog :) .

Zauważyliście, że będe pisac perspektywe Ronnie.. mam nadzieje, że wam się spodoba.
Mój tt: @Yeah_Holiday -> zawsze robie follow back
GG: 19722207

blog: http://you-have-one-choice.blogspot.com/

~2. ''...Ale z ciebie idiota...''



 CZYTASZ = KOMENTUJESZ


Obudziłem się z grymasem na twarzy. Zasłoniłem dłońmi moją twarz i usiadłem na łóżku. Spojrzałem na zegar, który wisiał nad biurkiem. 9:38. Trochę się zaskoczyłem, bo zazwyczaj śpię dopóki ktoś przyjdzie i mnie obudzi. Wstałem z łóżka i założyłem na siebie szary, rozciągnięty t-shirt na ramiączkach. Wyszedłem z pokoju i rozejrzałem się po holu. Wszędzie wisiały obrazy, bądź zdjęcia. Nas wszystkich i każdego z osobna. Moje oczy zatrzymały się na zdjęciu, gdzie byłem ja i Ronnie.  Wisiało one tu tylko dlatego, że nasi rodzice byli dość bliskimi przyjaciółmi, przez co i my się przyjaźniliśmy.

'' - To co przyjaciele na zawsze? - powiedziała mała dziewczynka. Miała może z siedem lat, ale jak na swój wiek była dość inteligentna.
- Na zawsze. - powtórzył chłopak i przybili 'high five'.''

Odwróciłem głowę, żeby odgonić od siebie wspomnienia, ale trudno je dać w niepamięć, gdy ta osoba mieszka obok. Podszedłem w kierunku schodów i z nich zeszedłem. W kuchni siedziała już cała rodzinka. Usiadłem obok Saffy, a po chwili przed nosem miałem śniadanie. Wziąłem do ręki tosta i zacząłem jeść.
- Zaprosiliśmy na obiad państwa Holberk na obiad. - powiedziała mama. Momentalnie przestałem jeść, a tost spadł na mój talerz.
- Masz coś przeciwko? - zapytał ojciec.
- Nie. Czemu miałbym coś mieć? - zapytałem, a na mojej twarzy zagościł sztuczny uśmiech. - Dziękuję. - powiedziałem i wstałem od stołu.
- Nie zjesz do końca? - zapytała mama, spojrzałem na jej brązowe oczy. Były przepełnione troską.
- Nie jestem głodny. - odpowiedziałem i poszedłem na górę. Wszedłem do mojego pokoju i podszedłem do szafy. Wyciągnąłem ciemne jeansy, biały t-shirt i zieloną bluzę. Poszedłem do łazienki i się ubrałem. Umyłem zęby, patrząc na siebie w lustrze. Przemyłem zimną wodą swoją twarz i oparłem się dłońmi o umywalkę. Wytarłem twarz szarym ręcznikiem i wyszedłem z łazienki. Otworzyłem jasne drzwi. Mój wzrok przyciągnęła Waliyah, która siedziała na łóżku i wyraźnie z kimś esemesowała. - Co ty tutaj robisz?
- Muszę z tobą porozmawiać. - powiedziała.
- O czym? - zapytałem i podszedłem do krzesła, które stało obok biurka. Usiadłem na nim.
- Dlaczego tak dziwnie zareagowałeś, gdy mama powiedziała, że przyjdzie Ronnie?
- To długa historia. - chciałem ją zbyć, ale dobrze wiedziałem, że nie podda się tak łatwo.
- Mamy czas.
- Bo ja i Ronnie... My kiedyś... My kiedyś byliśmy razem.
- Słucham? - zapytała zdziwiona. Wiedziałem, że tak zareaguje. Podszedłem do okna i otworzyłem drzwi balkonowe. Oparłem się o wilgotne barierki. Wiedziałem, że Waliyah stała za mną chociaż jej nie widziałem.
- Dwa lata temu, przed X-Factorem powiedziałem jej, że ją kocham. I tak było na prawdę.

'' - Ronnie ja już nie mogę tego w sobie dłużej trzymać. 
- Możesz mi wszystko powiedzieć. Jesteśmy przyjaciółmi.
- No właśnie. Przyjaciółmi. Ale ja czuję do ciebie coś więcej niż do przyjaciółki.
- Skąd to wiesz?
- No bo z Chris' em też się przyjaźnię i nie mam dreszczy, gdy go dotykam. - powiedział i spojrzał na chodnik. Uśmiechnął się na samą myśl o tym uczuciu. Ujął jej twarz w swoje ręce i spojrzał w szare oczy, które świeciły na tysiące kilometrów. Zbliżył jej twarz do swojej i musnął lekko jej różowe usta. Oddalił się od jej twarzy, ale ciągle patrzył w jej oczy. - Kocham cię. - powiedział szeptem.
- Ja ciebie też. - odszepnęła i pocałowała chłopaka. Odważniej niż jon ją, ale wciąż delikatnie. Wplotła dłonie w jego czarne włosy, a on nie zostając jej dłużny błądził dłoniami po plecach. ''

 Wszystko było dobrze. Chodziliśmy na spacery, do kina. Robiłem co tylko chciała. Kochałem ją i nadal ją kocham, ale wszystko spieprzyłem.

'' - Co robiłaś z tym chłopakiem w parku? - zapytał spokojnie, próbując się opanować, choć wiedział, że za dobrze mu to nie wychodzi.
- Z jakim chłopakiem? - spytała zdezorientowana. 
- Wysoki brunet. Był ubrany w niebieski t-shirt i ciemne jeansy...
- To był mój kuzyn. Przyjechał nas odwiedzić i postanowiłam oprowadzić go po Bradford. - odpowiedziała spokojnie. One nagle przystanął i spojrzał w jej twarz. 
- Kuzyn? Czy ty mnie masz za idiotę?! - krzyknął.
- Zayn, o co ci chodzi?
- Jak to o co? Szwendasz się z jakimś kolesiem, którego w ogóle nie znam po parku! I ja ci mam uwierzyć, że to twój kuzyn?!
- Wiesz co? Mam tego dość! Ciągle osądzasz mnie o zdradę, choć nigdy bym cię nie zdradziła. Za bardzo cię kocham, ale to już nie ma znaczenia. W ogóle nic nie ma znaczenia. I nas już też nie ma. Nie chce mieć z tobą nic wspólnego i sobie do tego zasranego X-Factora, wygraj go i zrób z siebie gwiazdę, bo tylko to ci najlepiej wychodzi! - krzyknęła, prawie dławiąc się łzami. Obróciła się na pięcie i pobiegła w stronę jasnych domków jednorodzinnych. ''

- Ale z ciebie idiota. - powiedziała.
- Dzięki. - powiedziałem.
- Mówię poważnie. Zamiast iść, przeprosić i być znowu szczęśliwym to ty wolisz siedzieć w domu i nic nie robić. - powiedziała. Zaśmiałem się i wyciągnąłem paczkę papierosów z kieszeni bluzy. Wysunąłem jeden rulonik wypełniony tytoniem i włożyłem go do ust. Sięgnąłem po zapalniczkę i zapaliłem. Zaciągnąłem się raz i wypuściłem dym z ust. Chciałem włożyć go ponownie do ust, ale Waliyah zabrała mi go i wyrzuciła. - Musisz skończyć z tym. - powiedziała, wstawiła na twarz swój uśmiech i wyszła z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.


x   x   x


Przepraszam, że przez prawie tydzień nie było rozdziału, ale nie miałam czasu. 
Mam nadzieję, że ten się wam podobał i będą jakieś komentarze.
Nie jestem z niego zadowolona, ale cóż. 
Follow me na tt: @DeDeTommo
gg:


DeDeTommo :)

niedziela, 15 lipca 2012

~1. '...Wszystko zepsuła zazdrość...'



CZYTASZ = KOMENTUJESZ


Otworzyłem frontowe drzwi i zamknąłem je z hukiem. Zwinnie ściągnąłem ciemne buty i powiesiłem na garderobie skórzaną kurtkę. Nie chcąc narażać się na spotkaniem tej bandy świrów poszedłem schodami na piętro i od razu skierowałem się do jasnych drzwi, na których było napisane drukowanymi literami moje imię. Zamknąłem drzwi za sobą i wyszedłem na balkon. Wyciągnąłem z kieszeni moich ciemnych jeansów paczkę papierosów. Wysunąłem z niej jeden cienki rulonik napełniony tytoniem i włożyłem go do ust. Wziąłem do ręki zapalniczkę i podpaliłem papierosa. Zaciągnąłem się i wypuściłem dym z ust. Zrobiłem tak kilka razy. Czułem, że cały stres ze mnie spływa i wszystko co mi nie potrzebne odchodzi w niepamięć. Zgasiłem papierosa, wcierając go w barierkę i wróciłem do pokoju. Wyciągnąłem z pod łóżka walizkę i zacząłem się pakować. W końcu wracam do domu. Do rodzinnego Bradford. Kto by pomyślał, że mam ochotę już wracać do domu. Zostawić całą karierę, dziewczyny. A jednak.
Wrzucałem po kolei do walizki rzeczy, które przydadzą mi się na tak zwanym 'urlopie'. Ubrania, kosmetyki - wszystko co potrzebne. Za dużo nie brałem, bo jadę tylko na 20 dni, ale jednak walizka się nie chciała zapiąć. Usiadłem na niej i chciałem zapiąć zamek, tak żeby go nie zniszczyć.
- Pomóc ci? - usłyszałem za sobą dobrze znany mi głos.
- Jeśli masz czas. - powiedziałem. Chłopak podszedł do mnie i zwinnie zapiął walizkę.
- Dzięki.
- Nie masz za co. W końcu jesteśmy przyjaciółmi. - powiedział i przybiliśmy sobie popularną 'high five'. Dopiero teraz się zorientowałem, że jest już grubo po północy. Ciemnooki poszedł do siebie, a ja wziąłem moje spodnie od pidżamy, świeżą bieliznę i poszedłem do własnej łazienki. Rozebrałem się i włączyłem wodę, aby choć trochę się ogrzała. Wszedłem do kabiny i zmoczyłem całe ciało. Nalałem sobie na dłoń trochę żelu do mycia się i wtarłem go w ciało, a następnie spłukałem. Wyszedłem i dokładnie się wytarłem. Założyłem bieliznę i spodnie z dresu, które robiły za moją pidżamę. Wyszedłem z łazienki i położyłem się na łóżku, rozmyślając o tym co było kiedyś

'' - Kocham cię. - powiedziała i wtuliła się w jego klatkę piersiową. Miała zaledwie 165cm, ale kochał to w niej. Kochał w niej wszystko. Jej szare oczy, brązowe włosy, to, że jest nieśmiała i, że kocha zabawę. Jak poświęca dla niego swój czas, który powinna spędzić  pracy, bo rodzice, powiedzieli, że nie dają jej ani grosza.
- Ja ciebie bardziej. - powiedział. Dziewczyna oderwała się od jego torsu i spojrzała w jego brązowe oczy, w których si zakochała od pierwszego wejrzenia.
- To niemożliwe. - wyszeptała. On nie mógł już słuchać tego, więc ujął jej twarz w swoje dość drobne ręce i przysunął swoją twarz do jej twarzy, a następnie musnął jej różowe usta. Oderwali się od siebie, ale po chwili znów byli złączeni w pocałunku. - Obiecaj, że nigdy mnie nie opuścisz.
- Nie muszę tego obiecywać. Ja nigdy tego nie zrobię. - powiedział brązowooki i musnął jeszcze raz jej usta.''

Jeszcze dwa lata temu tak mówiłem i byłem tego pewien, ale wszystko zepsuła zazdrość. Moja cholerna zazdrość. Osądzałem ją o zdradę nawet, gdy jej nie było. Żałuję tego teraz, ale taki jest mój charakter. Zawsze jestem zazdrosny o dziewczyny i chcę pokazać, że jest moja. Z takimi rozmyśleniami zasnąłem.

- Wstawaj, Zayn. - usłyszałem.
- Jeszcze chwilka. - mruknąłem i się obróciłem na drugi bok.
- Jeśli chcesz zjeść śniadanie to radziłbym ci zejść na dół, bo Niall już się dobiera do twojej porcji naleśników z polewą czekoladową, bananami i bitą śmietaną. - powiedział Louis. Jak na żądanie podniosłem się do pozycji siedzącej, przetarłem otwartą dłonią  twarz i wstałem z łóżka. Wyszedłem na korytarz, na którym zastałem Harry ego śpiącego pod ścianą. Zaśmiałem się i zszedłem na dół. Wszedłem do kuchni, gdzie była pozostała dwójka.
- Cześć. - powiedział Liam oraz Niall. Ten pierwszy czytał jakieś czasopismo, a drugi pochłaniał chyba już ósmą porcję naleśników. Normalnie on je więcej niż my wszyscy razem wzięci w święta.
- Hej. - powiedziałem i usiadłem przed porcją mojego śniadania, czyli między chłopakami. Wziąłem widelec i zacząłem jeść. Po chwili do kuchni wszedł Louis, który miał przewieszonego przez ramię Hazze. posadził chłopaka naprzeciwko mnie, a sam usiadł obok niego. Harry - jak na śpiocha przystało - oparł swoją twarz na zaciśniętej dłoni. Miał zamknięte oczy i lekko pochrapywał, co znaczyło, że jeszcze się nie obudził.
- Tak więc. - zaczął Liam. - Niall ma samolot o 11:40, Zayn - 12:00, a ja o 14:25.
- A ja i Harry? - zapytał się Lou.
- Wy macie prawo jazdy, więc jedziecie samochodem do domu. - powiedział Liam. Chłopak wstał, podszedł do lady i nalał sobie kawy. Natomiast nasza śpiąca królewna straciła równowagę i swoją piękną twarzą trafiła w sam środek naleśników z polewą toffi, nie mówiąc już o potrójnej porcji bite śmietany. Oczywiście wszyscy w śmiech. Nawet ja.
- Z czego się śmiejecie? - zapytał zaspany Hazza.
- Popatrz do lustra. - powiedziałem. Chłopak wstał i poszedł do łazienki. Doszedł do nas tradycyjny pisk Harry' ego. I znowu wszyscy w śmiech. Spojrzałem na zegarek. Wybiła 11:00. - Możecie mi przypomnieć, o której Niall ma samolot?
- O 11:40, a co? - powiedział blondyn.
- Jeżeli za 40 minut nie będziesz na lotnisku to nie wrócisz do domu. - powiedziałem. Momentalnie wszyscy uspokoiliśmy się i popatrzeliśmy po sobie. Nagle się wszyscy zerwaliśmy z miejsc i pobiegliśmy do swoich pokoi. Wziąłem walizkę oraz torbę podręczną i - z wielkim trudem - zszedłem na dół, gdzie już byli Niall i Louis. Po chwili dołączyli do nas Harry i Liam.Wyszliśmy z domu i Liam - jako ten najbardziej odpowiedzialny - zamknął go i schował klucze do swojej torby. Wsiedliśmy z Daddy' m do samochodu Louis' a. Lou na miejscu kierowcy, ja zająłem obok niego miejsce, a Liam usiadł z tyłu.
Na lotnisku byliśmy 25 minut po godzinie 11. Bylibyśmy wcześniej, ale w Londynie o tej porze są straszne korki. Wbiegliśmy na lotnisko jak oparzeni. Oczywiście nasz Harry musiał się zatrzasnąć w drzwiach obrotowych - normalka. Niall podszedł do Liam' a, następnie do Lou, potem do Hazzy. I wreszcie do mnie.
- Trzymaj się. - powiedziałem i go przytuliłem.
- Dzięki, Zayn. Ty też się trzymaj. - powiedział i się odsunął. A po chwili znikał już za barierkami. Czekając na mój lot usiedliśmy na ławkach i przypominaliśmy sobie różne śmieszne historie z naszego dość pokręconego i zwariowanego życia. W końcu wybiła 11:55. Podniosłem się i podszedłem do loczka.Przytulił mnie jak nigdy dotąd. Następny w kolejce był Lou. Tak jak Harry sprzedał mi niedźwiadka. Ostatni był Liam i dobrze wiedziałem, że z nim najciężej będzie mi się pożegnać. To z nim najbardziej się związałem.
- Do zobaczenia, Zayn. - powiedział i tak jak reszta przytulił mnie. Nie wiem dlaczego, ale łzy cisnęły mi się do oczu. Jednak grałem twardego i nie rozpłakałem się, choć było blisko. Uśmiechnąłem się blado do reszty i  ruszyłem w stronę, gdzie 20 minut temu znikł Niall.

Zająłem miejsce przy oknie i podziwiałem 'widoki'.
- Przepraszam czy te miejsce jest wolne? - usłyszałem jakiś głos. Dziewczęcy głos. Obróciłem głowę i zobaczyłem dość wysoką blondynkę. Pomijając fakt, że dekolt bluzki sięgał jej do pępka, a spódniczka ledwo zakrywała jej pośladki oraz, że szpachlą mógłbym jej tapetę ściągać z twarzy to była całkiem niezła.
- Pewnie. Siadaj. - powiedziałem, a dziewczyna zajęła miejsce. Chciałem zagadać, ale przeszkodziła mi stewardessa, która ogłosiła, żebyśmy zapięli pasy. Po chwili wyjąłem słuchawki, włączyłem składankę Chris' a Brown' a i odpłynąłem.

Obudziła mnie ta sama kobieta, która kazała zapinać pasy. I tym razem kazała nam to zrobić. Posłusznie wykonałem rozkaz. Po 20 minutach już wylądowaliśmy. Wyszedłem z samolotu i zszedłem po schodach. W oddali zobaczyłem już ojca i trzy dziewczyny, które przywykłem nazywać siostrami. Brakowało mi tylko mojej rodzicielki. Nim się zorientowałem obok mnie słała już najmłodsza w naszej rodzinie - Saffa. Wziąłem ją na ręce i mocno przytuliłem, a ona dała mi buziaka w policzek. Następna była Waliyah, a zaraz potem Doniya. Kiedy odczepiłem się do sióstr, podszedłem do ojca. Tak samo jak z wszystkimi, i z nim się przytuliłem. Następnie poszliśmy po mój bagaż i do samochodu. Tradycyjnie prowadził tata, ponieważ ja nie mam prawa jazdy. Usiadłem po lewej stronie kierowcy i podziwiałem widoki Bradford. Wszystkie domy, bloki, sklepy. Wszystko to znałem na pamięć. W końcu wjechaliśmy na dobrze znaną mi ulicę i zaparkowaliśmy pod dobrze znanym mi jasnym domem. Wyszedłem z samochodu i rozejrzałem się po okolicy. I wtedy zrobiłem błąd. Gdy spojrzałem w prawo ONA tam stała. Niska brunetka z szarymi, podkrążonymi oczami, ubrana w krótkie jeansowe spodenki, czarną bokserkę i tego samego koloru conversy. W jednym momencie wszystko wróciło. Wszystkie wspomnienia, chwile spędzone razem. Żeby odgonić to wszystko od siebie podszedłem do bagażnika i wyciągnąłem z niego walizkę, a następnie poszedłem do domu przywitać się z mamą.


x  x  x


Moim zdaniem trochę mi nie wyszedł i mogłam się lepiej postarać, ale ocena należy do was. Chciałabym poznać waszą opinię.

Jeśli chcecie być informowanie o nowych rozdziałach to piszcie:
na gg:
tt: @DeDeTommo

DeDeTommo

~0

Zakapturzona postac przemierzała ciemne uliczki Londynu. Słońce już dawno schowało się za wysokimi murami, wieżowcami miasta. Teraz pozostał tylko On i jego przyjaciółka. Blondynka o długich nogach, jednym niebieskim oku drugim brązowym, tak, nosiła soczewki. Sam nie wiedział jaki jest jej naturalny kolor oczu, uważał, że jest to zbędne. Ważne by miał towarzyszkę na dzisiejszą noc.
Poznał ją dwie godziny temu w jednym z klubów na przedmieściach Londynu, a czuł się jakby znał ją całe życie. Jutro wyjeżdza do swojego rodzinnego miasta na dwa tygodnie. Potrzebował trochę izolatki od pisków, bólu oraz cierpienia. Kochał to co robi ale czasami wszystko go denerwuje, pisk, trzaśnięcie drzwiami, szmer. Każdy dźwiek przyprawiał go o dreszcz i wybuch emocji dzisiejszej nocy. Kobieta która mu towarzyszyła miała na imię Alyssa, albo Naomi. Nie pamiętał, zbyt dużo kobiet już było przy jego boku by zapamiętac chodz jedno imię.
Rozsiadł się wygodnie na zimnym schodku prowadzącym do jakiegoś baru. Wyrwał blondynce z dłoni alkohol i wypił łyk z gwinta. Ciepła, gorzka ciecz pomogła chodz odrobine zapomniec o dziewczynie która zmieniła jego życie. Najgorsze jest to, że jedzie do jej rodzinnego miasta i będzie musiał się z nią w końcu spotkac i wyjaśnic całe zamieszanie. Ale pytanie czy Ona bedzie chciała go słuchac..
Ona – blondwłosai dziewiętnastolatka. Jej szare oczy zawsze kojarzyły się z szarą myszką którą nie była. Zawsze była uśmiechnięta, radosna, towarzyska. Do czasu aż z nią zerwał. Teraz była wychudzona, zmęczona życiem, chamska oraz wredna. Co prawda pare cech odziedziczyła po spotykaniu się z Nim, aczkolwiek obu to nie przeszkadzało. Paliła.
Tylko jest jeden problem. Ona nie chce go widziec, a on ją kocha.
_____
Mniemam, iz to był prolog. Troche nudnawy, ale coś mówi.
`Louisa